Około 10 lat temu pojawiły się w Polsce pierwsze publikacje na temat "Interwencji 
  w chorobie alkoholowej" zwaną inaczej "Interwencją kryzysową". Mówiąc o "chorobie 
  alkoholowej", trzeba stwierdzić, że dzisiaj rzadko określamy tak eufemistycznie 
  alkoholizm i właściwie trudno byłoby znaleźć dobrą, krótką nazwę dla tej metody. 
  Interwencja wobec alkoholika? Zakładalibyśmy, iż posiadamy w tej sprawie właściwą 
  diagnozę, w czym także teraz jesteśmy ostrożniejsi niż kiedyś. Opisowo należałoby 
  powiedzieć: interwencja wobec osoby pijącej na tyle nadmiarowo i problemowo, 
  iż otoczenie decyduje się działać na rzecz przeprowadzenia poważnej diagnozy 
  w kierunku uzależnienia od alkoholu, zakładając konieczność podjęcia przez tę 
  osobę leczenia. To zbyt długa nazwa. Proponuję konkurs na trafną, krótką i merytorycznie 
  spójną nazwę dla metody, którą zechcę przypomnieć, a którą dla uproszczenia 
  będę nazywać po prostu interwencją.
  Interwencja jest działaniem konfrontacyjnym. Chcemy po uprzednim, dobrym przygotowaniu, 
  skonfrontować pijącego z tym, jak wygląda jego picie i w związku z tym jego 
  życie oraz życie ludzi z najbliższego otoczenia. Powyższa reguła jest jedną 
  z najważniejszych w tej metodzie.
Nie konfrontujemy się z osobą.
       | 
  
 
  W tej metodzie niedozwolone jest narzekanie, obwinianie, wykazywanie, że ktoś 
  jest gorszy niż inni, dochodzenie, kto ma rację. Metoda przypomina oglądanie 
  albumu ze zdjęciami. Tu zdarzyło się to i to. To wyglądało tak a tak. Byłeś 
  przy tym pijany (przepity, niedopity, pod wpływem alkoholu).
  
  Oto próba definicji przygotowanej sesji interwencyjnej:
Sesja interwencyjna jest rzeczową i życzliwą prezentacją faktów mówiących o prawdziwym życiu osoby pijącej i o rzeczywistości, z którą kontakt tej osoby został zerwany za sprawą mechanizmów iluzji i zaprzeczania. | 
  
 Najważniejsza zasada, jak chodzi o przygotowaną starannie sesję interwencyjną 
  ujęta jest w następujących słowach: Prawda nie może mieć kształtu kamienia, 
  który rani, musi być podawana z miłością, tak by człowiek na tę prawdę nie zamykał 
  się, lecz otwierał (cytat z o. Jacka Salija - stwierdzenie niedotyczące picia, 
  lecz formułowane jako ważna zasada relacji międzyludzkich).
  Nie jest więc interwencja awanturą, ekspedycją karną ani okazją do wyrzucenia 
  swoich nagromadzonych, negatywnych uczuć. O uczuciach w interwencji mówi się 
  bardzo niewiele. Interwencja to nie atak na osobę, lecz atak na obrony pijącego.
  
  Słowo "atak" obrazuje tutaj rzeczowe przedstawienie faktów wraz z troską o bliską 
  nam osobę. Sposób przedstawienia tych faktów zawiera się w czterech regułach: 
  nieosądzający, obiektywny, jednoznaczny i troskliwy. Zajmijmy się charakterystyką 
  wymienionych wymagań.
  
W naszej kulturze i w religii chrześcijańskiej wysoko wartościowane są akty, 
  w których unikamy osądzania. Osądzanie zostawiamy komuś innemu. Zasada ta ma 
  naturalnie swoją logikę psychologiczną i interpersonalną. Osądzanie wywołuje 
  zwykle protest, poczucie pognębienia lub zamknięcie uszu. W interwencji staramy 
  się takich skutków unikać.
  Sposób nieosądzający oznacza, że nie podważamy wartości człowieka ani jego wartości 
  w podstawowych rolach społecznych (jako kobiety, mężczyzny, rodzica, dziecka 
  czy nawet jako pracownika). Powstrzymujemy się od ocen globalnych (co z ciebie 
  za matka, jesteś złym człowiekiem, ale z ciebie głupiec), zachowując jednak 
  prawo do oceniania pojedynczych aktów zachowań (to było poważne zaniedbanie, 
  naraziłeś nas wtedy na wysokie koszty itp.).
  
Obiektywny sposób przedstawiania faktów oznacza, że wyłączamy tym razem swoje 
  "ciche myśli" i "ukryte przekonania" (naturalnie, jak zwykle, oczywiście, no 
  dziwne byłoby, gdybyś nie...) i mówimy o rzeczywistości tak, jakby rejestrowało 
  to oko kamery: we wtorek... o godzinie... chwiałeś się na nogach, bełkotałeś, 
  czuć było od ciebie alkohol... wykrzykiwałaś coś bez sensu, miałaś podarte ubranie... 
  Wypiłeś w ciągu półtorej godziny 8 drinków... i tak dalej. 
  Jak widać, w obiektywnym sposobie przedstawiania faktów zawiera się wiele obrazów 
  pokazujących picie, sposób picia, wygląd i zachowanie po alkoholu oraz opis 
  dalszych konsekwencji. Jeśli konsekwencje te trwają kilka godzin, należy krótko 
  opisać akcję aż do jej zakończenia ("Udało nam się wreszcie przekonać cię, byś 
  poszła spać, była druga nad ranem" albo "Gdy wyszliśmy stamtąd, nie chciałeś 
  wsiąść ze mną do samochodu. Powiedziałeś, że pójdziesz na piechotę, więc wróciłam 
  sama do domu. Ty wróciłeś następnego dnia, nie wiem o której. Gdy wróciłam z 
  pracy, przepraszałeś mnie i kolejny raz usłyszałam zapewnienia, że to się więcej 
  nie powtórzy"). 
  Jeśli w związku z piciem i upiciem rozgrywała się jakaś bardziej dramatyczna 
  akcja (jazda po pijanemu, policja w domu, ucieczki domowników czy przerażenie 
  dzieci), należy to również krótko opisać, zachowując logikę i fabułę, czyli 
  przebieg akcji. Korzystnie jest przywołać niektóre zdarzenia i pokazać wszystkie 
  mandaty, za jazdę pod wpływem alkoholu, pobyty w izbie wytrzeźwień, kradzieże 
  i urazy (związane z piciem). 
  Unikamy w tym miejscu kilku błędnych sposobów zachowań:
  - Nie dodajemy żadnej interpretacji psychologicznej do faktów, które przedstawiamy 
  (typu: bo chciałeś mi pokazać, myślałeś, że się zdenerwuję, chciałeś jej dokuczyć, 
  myślałeś, że pokażesz się jako dobry tata itd.). Interpretacje i domysły odciągają 
  energię od właściwej sprawy, wzbudzają protest i złość w słuchającym, dają pretekst 
  do dyskutowania o zamiarach w miejsce rozmowy o faktach.
  - Nie dyskutujemy o pamięci pijącego. Zdarza się, że słuchający powie: "Nie 
  pamiętam" lub "Nie mogło tak być, bo nie pamiętam". Reagujemy rzeczowo: "Być 
  może nie pamiętasz, bo byłeś pijany" lub "Jednak ja dobrze pamiętam i zależy 
  mi, żebyś usłyszał, jak było."
  - Nie przedstawiamy zdarzeń, których nie możemy faktograficznie powiązać z piciem. 
  Nie mówimy więc "Nie było cię trzy dni w domu", jeśli nie potrafimy pokazać 
  bezpośredniego związku tego wydarzenia z piciem. Nie mówimy też o pożyczonych 
  i nieoddanych pieniądzach, jeśli nie możemy powiązać tego z piciem. Nawet, jeśli 
  domysły nasze w tej materii są słuszne, możemy mieć kłopot z reakcją typu "No 
  tak, nie było mnie, ale co to ma do rzeczy? Mówiłem ci, że nie było mnie, ponieważ....". 
  Opuszczanie domu bez uzgadniania z domownikami i pożyczanie pieniędzy bez oddawania 
  są oczywiście naganne, lecz tym razem nie zajmujemy się czyimś "złym życiem", 
  lecz piciem. Zależy nam na leczeniu tej osoby, a nie na nauczeniu jej dobrych 
  obyczajów. Przynajmniej tym razem.
  - Unikamy słowa "musiałam /musiałem". Zamiast "Musiałam odwieźć cię do domu" 
  mówimy "odwiozłam cię do domu". Nie "Musiałem pożyczyć ci pieniądze", lecz "Pożyczyłem 
  ci 50 zł". Te małe słówka mówiące o jakimś naszym przymusie wnoszą ton oskarżania, 
  czyli coś, czego należy w interwencji unikać. Druga rzecz, to oczywiście fakt, 
  iż niczego nie musimy w takiej sytuacji. Rozważamy, oceniamy, podejmujemy taką 
  lub inną decyzję my sami, jako dorośli ludzie. Lecz przecież nie musimy. Te 
  słowa budzą też często protest w osobie pijącej: "A kto cię prosił? Trzeba mnie 
  było zostawić na ulicy" itd. Niedobrze byłoby wchodzić w tym miejscu w jałowe 
  dyskusje na temat przymusu w życiu człowieka i zobowiązań jednych wobec drugich.
  
Sposób jednoznaczny w interwencji wiąże się z opisywanym poprzednio obiektywizmem, 
  ponieważ obiektywne jest zwykle jednoznaczne i na odwrót. Jednak zachodzą tu 
  pewne niuanse, które warto rozważyć oddzielnie. Już wiemy, że jednoznacznie 
  trzeba opisać picie i upicie się (bez eufemizmów w stylu: no wiesz, byłeś trochę...tego...). 
  Jednoznacznie przytoczyć słowa, nazwać czyny i zdarzenia. Pojawiają się w tym 
  miejscu dwie kwestie, które można napotkać w praktyce. 
  Po pierwsze: Na ile jednoznacznie cytować wulgaryzmy?
  Po drugie: Na ile jednoznacznie mówić o rzeczach intymnych i wstydliwych?
  Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, gdy w spotkaniu biorą udział dzieci (zasada: 
  nie młodsze niż 8 lat!). Zarówno w pierwszej i drugiej sprawie należy działać 
  z wyczuciem.
  Cytowanie wulgaryzmów (w związku z piciem, stanem upojenia itd.) może wstrząsnąć 
  kimś, kto nie ma zwyczaju na co dzień posługiwać się słownictwem z rynsztoka 
  lub kimś, kto tego nie pochwala, czy nawet się wstydzi. Działa także publiczne 
  odsłonięcie szczegółów zachowania pijącego. Trzeba jednak dodatkowo rozważyć 
  dwie inne sprawy: Na ile osoba cytująca ma gotowość używania (nawet w cytatach) 
  słów wulgarnych? I czy jest gotowa wprowadzać tego rodzaju słownictwo w obecności 
  dzieci? Nie ma tu sztywnych reguł. Kobiety radzą sobie w różny sposób. Na ogół 
  nie cytują dosłownie, lecz mówią o słowach: "na ku, na pi i na hu". Ten rodzaj 
  komunikatu jest bardzo czytelny. Niektóre decydują się powtarzać dłuższe frazy, 
  o ile zajdzie potrzeba. Czasem ktoś mówi, że dzieci i tak słyszą, więc nic nowego 
  nie usłyszą. Inni zaś stwierdzają, że to, co dzieci słyszą od ojca, nie musi 
  pojawiać się w ustach matki, czy innych osób z rodziny. W tej sprawie wskazana 
  jest rozsądna swoboda, która jednak nie może prowadzić do kłamstwa w tej sprawie.
  Z podobnym wyczuciem mężczyźni i kobiety wiedzą, na ile chcą nazywać jednoznacznie 
  zdarzenia z sypialni. O to przecież chodzi w temacie alkoholu i intymności. 
  Niektórzy decydują się mówić ogólnie (Nasze pożycie intymne faktycznie od lat 
  nie istnieje). Inni mniej ogólne (Nasze sprawy intymne, nasz seks, nie wyglądają 
  dobrze, gdy wypijesz. Tym razem kosztowało nas to także trochę niemiłych scen 
  i rozmów) lub wręcz: "Było jak zwykle. Nie mam żadnej ochoty na seks, gdy jesteś 
  pijany. Zresztą, jak jesteś trzeźwy, to ty nie masz ochoty. Byłeś ordynarny 
  i złośliwy, do tego groziłeś awanturą. Nie chciałam, żeby dzieci znów się obudziły, 
  więc byłam cicho. Nie chcę przeżywać więcej takich sytuacji". I tak dalej. Czasem, 
  choć rzadko, pada słowo "gwałt". Jak widać, zalecana jest w tym miejscu delikatność 
  i wyczucie, jednak bez rozstawania się z rzeczywistością. 
  Co to jest sposób troskliwy? 
  Przede wszystkim oznacza to, że wznosimy się ponad własne urazy i z największą 
  życzliwością, na jaką nas stać (pamiętając, że mówimy to wobec kogoś, na kim 
  nam zależy), bez zbędnego słodzenia szukamy słów i tonu miłości oraz troski. 
  Może tak zwanej "miłości bliźniego", jeśli już nie opartej na związku uczuciowym. 
  Może troski człowieka, który mimo wszystko dobrze życzy, jeśli nawet już nie 
  kocha. Jest to bardzo szeroka formuła, w której każdy, kto nie jest wrogiem 
  ani całkiem obojętnym, znajdzie swoje słowa. 
  Przestrzegam, by nie wyrażać tu troski pieszczotliwej, sentymentalnej czy nadmiarowej. 
  Interwencja jest spotkaniem osób dorosłych, które chcą w duchu miłości powiedzieć 
  po prostu prawdę. Rzeczywistość pokazuje, że dzieci także potrafią wzbić się 
  na ten poziom.
Na koniec tej części artykułu chcę wspomnieć o tym, jak mówimy w interwencji 
  o swoich uczuciach. Główny przekaz dotyczy faktów. Jednak powiedzenie o swoich 
  uczuciach jest możliwe i potrzebne, byle tylko nie stracić z oczu właściwych 
  proporcji. Mówienie o uczuciach stanowi coś w rodzaju "bocznej ścieżki dźwiękowej" 
  w filmie. "Bardzo się o ciebie martwiłem", "Byłam przerażona", "Dzieci i ja 
  byliśmy w szoku", "Ogarnął mnie smutek i zniechęcenie", "Nie wiem, co robić". 
  
  Powściągliwość w mówieniu o uczuciach w sytuacji interwencji wiąże się z tym, 
  że uczucia są treścią subiektywną, co oznacza, że dwie osoby w tej samej sytuacji 
  mogą doświadczać innych myśli i emocji. Nie ma jednoznacznych reguł w sprawie 
  odczuwania. Można podważać zasadność odczuwania i przeżywania, (Po co się przejmujesz? 
  Innej by się podobało, itd.) Z uczuciami można dyskutować, z faktami nie. Stąd 
  nacisk na fakty. Byłoby jednak czymś sztucznym nie odsłaniać siebie w żaden 
  sposób, mówiąc o tak ważnych i trudnych sprawach. Praktyka potwierdziła, że 
  proporcje faktów i przeżywania ustalone tak właśnie, stanowią dobry przekaz 
  o charakterze interwencji.
Autorka jest psychologiem, licencjonowanym psychoterapeutą i superwizorem PTP, specjalistą terapii uzależnień.